Długopole Zdrój to piękna i mała miejscowość na południu Polski. Tam właśnie spędziliśmy najlepszy tydzień w naszym życiu.
We wtorek rano wyjechaliśmy pociągiem by zacząć podróż w nieznane. We Wrocławiu wypiliśmy kawę i już o 17 byliśmy zameldowani w miłym ośrodku, w samym centrum niewielkiej miejscowości.
Tego samego wieczoru poznaliśmy wolontariuszy, którzy z nami pracowali. Emir, Behic, Nizamir, Laura, Aura, Symon, Seyda, Sorin, Penina, Remus, Nino i wielu innych. Większość wolontariuszy pochodziła z Turcji. Byli także z Francji, Armenii, Hiszpanii, Azerbejdżanu, Kenii i wielu innych krajów. Wiadomo, znali jakieś polskie słowa jak np.: czekaj, masakra, cześć, jak się masz, dziękuje. I nawet bardzo chętnie uczyli się nowych. Przedstawili się i by udowodnić nam, że nie są dobrzy w mówieniu naszym językiem, czytali regulamin uczestnictwa po polsku. Było mnóstwo śmiechu, a późnym wieczorem pierwsza dyskoteka.Następnego dnia już o 9 rano zaczęły się pierwsze zajęcia. Wszystkie odbywały się w języku angielskim. Został nam przydzielony jeden główny wolontariusz – Emir, który mówił nam o naszych dobrych i słabych stronach, o tożsamości. Prowadziliśmy też swoje autoprezentacje.
Behic – kolejny z wolontariuszy pokazał nam jak można podróżować za granicę za darmo i jak nam to może pomóc w życiu. Wymyślaliśmy w grupach przedmioty przydatne w przyszłości. Prowadziliśmy debaty, konferencje. Uczyliśmy się tradycyjnych tańców z Turcji, Belgii i z… Polski. Tak, pokazaliśmy im jak się tańczy Poloneza. Byli bardzo zadowoleni, że oni także mogą nauczyć się jakiegoś nowego tańca. Uczestniczyliśmy w wycieczce do Kłodzka i Bystrzycy Kłodzkiej.
Dawaliśmy prezenty naszym sekretnym przyjaciołom, których wylosowaliśmy na pierwszych zajęciach. Uff…
Ale nie przez cały czas było kolorowo. Kary… coś czego nikt nie lubił. Jedna z zasad mówiła: be on time – bądź na czas. Jeśli ktoś się do niej nie dostosował, spóźnił się, został ukarany przeróżnymi metodami. Z dnia na dzień kary się zmieniały. Pierwsza to farba na twarzy, druga – dżem, również na twarzy, trzecia – ketchup i on także wylądował na twarzy, a czwarta to pisaki i jak można się domyślić, na twarzy 😉
Ostatniego dnia, gdy przyszła pora na pożegnania, dużo osób płakało. Mimo, iż były to tylko 4 dni, bardzo się zżyliśmy. Dostaliśmy certyfikaty i każdy opowiadał o swoich przeżyciach na tym obozie. Również wolontariusze.
Pamiętam wypowiedzi niektórych, które utkwiły mi bardzo głęboko w głowie.
„Don’t stop believing in yourself, don’t stop speaking English” – Remus
„You will be always in our hearts”
„You were the worst group” (śmiech) -Symon
„Senk you” – Nizamir
Oraz ostatnie słowa jakie Emir powiedział do nas o 1 nad ranem, gdy wyjeżdżał: „Uśmiechnijcie się”
Ci ludzie z pewnością zostaną w naszych sercach bardzo, bardzo długo. Nie zapomnimy o nich chociażby dzięki zdjęciom, które wspólnie sobie robiliśmy.
Cztery dni – całe życie. Ci ludzie zmienili nasze życie. Sprawili, że stało się bardziej wartościowe, że mamy coraz więcej wiary w siebie i własne możliwości. Takich ludzi się nie zapomina.
„I hope to see you again, hug you all and I love you”

 

Zobacz wpisy